Stowarzyszenie Ogrodowe „Forsycja” odkrywa nową „prawdę” o batalii o Rodzinny Ogród Działkowy im. 23 Lutego w Poznaniu

Stowarzyszenie Ogrodów Działkowych Forsycja na swojej stronie internetowej i w kolportowanych na niektórych poznańskich ogrodach ulotkach zajęło się informowaniem o działaniu PZD na szkodę działkowców. Tym działaniem ma być, wg autorów tekstu, tocząca się od 1997r. walka o Rodzinny Ogród Działkowy im. 23 Lutego w Poznaniu przy ul. Umultowskiej. Poznańscy działkowcy doskonale znają dramatyczną historię tego ogrodu. Pisały o nich wielokrotnie media lokalne i ogólnopolskie. Tylko w bieżącym roku dziennik Trybuna zamieścił dwa obszerne artykuły o kulisach sporu i jego konsekwencjach. Również tygodnik „Nie” 7 lutego br. w artykule Macieja Mikołajczyka pt. „Bardzo uboga milionerka” napisał „Polska to kraj, w którym ziemia sprzedana za 80 tys. zł warta jest 250 razy więcej. Takiemu państwu nie można ufać”. A dalej czytamy w artykule: „Beata N. stała się właścicielką 6 ha gleby w Poznaniu. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie 4 fakty:

a) zapłaciła 80 tys. zł, choć biegli twierdzą, że wartość nieruchomości wynosi 20 mln;

b) ziemia była używana przez Rodzinny Ogród Działkowy im. 23 Lutego;

c) dama żąda od działkowców odszkodowania za bezumowne korzystanie z ziemi w kwocie

60 tys. zł od łebka;

d) ani myśli zwrócić działkowcom forsę, którą wyłożyli na budowę altan i infrastruktury ogrodu”.

O Beacie N. dodajmy, że nigdy nie była byłą właścicielką ani spadkobierczynią byłych właścicieli gruntów, którzy w 1968r. zostali wywłaszczeni i otrzymali wynagrodzenie.

 

O tereny ogrodu toczy się bezpardonowa walka. Tylko wysiłkiem całego Związku i działkowców ogrodu, którzy z determinacją wspierali i nadal wspierają Związek udało się obronić znaczącą część ogrodu, która także miała wrócić do Beaty N. Tym samym działkowcy i PZD uratowali dla miasta Poznania i dla siebie grunty, które nie trafiły w prywatne ręce. Utraciliśmy jednak dużą część ogrodu i byłą siedzibę Okręgowego Zarządu. Koszty obrony ogrodu ponoszą działkowcy całego kraju, którzy solidarnie pokrywali zasądzone kwoty. Jeśli nawet dzisiaj zapadłyby niekorzystne wyroki, to nie ucierpi już od nich żaden ogród działkowy w Poznaniu ani w Polsce. Działkowcy ogrodu nadal wierzą, że prawda o ogrodzie i machinacjach Beaty N. wyjdzie na jaw, a sądy uznają ich słuszne racje. Tymczasem SOD Forsycja twierdzi, że: „Zapewne nie doszłoby do takiej sytuacji, gdyby Polski Związek Działkowców umiał zadbać o bezpieczeństwo i potrafił uregulować stan prawny ogrodu. Jednak jakby się wydawało PZD zaniechało swego obowiązku, a Działkowcy wraz z Polskim Związkiem Działkowców zasiedli na ławach oskarżonych.” Nawet trudno się dziwić takiemu stanowisku działkowca z Forsycji piszącego te enuncjacje, bo większość ich liderów to ludzie o niewielkim stażu działkowym i jak widać niewielkiej wiedzy o problemie… Oni chcą jednak dowieść, że PZD coś zaniedbał, że czegoś nie wykonał. A wszystko po to, by wywieść tezę, że oni lepiej by to zrobili. Tymczasem prawda jest zgoła inna. Związek niczego nie zaniedbał i działał w obronie ogrodu, działek a także interesu Miasta. Prowadzenie spraw powierzono wytrawnemu obrońcy, a sprawę angażowali się także prawnicy Krajowej Rady. Toczono walkę przed wszystkimi możliwymi sądami, nie wyłączając Sądu Najwyższego i NSA.

 

Działaczom Forsycji trzeba zadać proste pytanie: ilu ogrodów w Poznaniu już by nie było, gdyby nie zaangażowanie Związku w obronę swoich działkowców? Ale można też zapytać: kto pomoże działkowcom z wyodrębnionego z PZD stowarzyszenia, gdy okaże się, że pojawi się jakiś poprzedni, źle wywłaszczony właściciel terenu i zażąda wydania ogrodu oraz zapłaty za bezumowne korzystanie z niego?

 

Każdy rozsądny działkowiec znajdzie na te pytania prostą odpowiedź i każdy też stwierdzi, że siła działkowców tkwi w ich jedności.

 

TAD